Pomnik Janusza Korczaka i jego podopiecznych,
Pomnik Janusza Korczaka i jego podopiecznych, foto: wiki commons

Janusz Korczak - siebie nie ocalił

Obejrzałem krótki, zdjęciowy reportarz o Januszu Korczaku. W zasadzie zwróciło moją uwagę jego imię, które jest memicznym synonimem typowego Polaka. Powiem Wam, jeśli typowy Polak prezentowałby postawę, jaką całym sobą przedstawiał Janusz Korczak, byłbym dumny, że mogę mieszkać w takim kraju!

Janusz Korczak - czym się zasłużył

Janusz Korczak
Janusz Korczak,
foto: wiki commons

Jak sam twierdził, jego zadaniem jest troszczyć się o losy świata. Chodziło mu nie o to, że jest superbohaterem, ale że jego świat to tu i teraz. Nie należy więc oczekiwać, ale brać sprawy w swoje ręce i rozsiewać dobro dookoła... Dlaczego piszę od razu o dobru?

Janusz Korczak, właściwie Henryk Goldszmit (lub zapewne Goldschmidt), to lekarz - pedagog. Był też publicystą i działaczem społecznym jak to sucho określa jego rolę w społeczeństwie Wikipedia.

Świat natomiast kojarzy Korczaka raczej z tego, że prowadził dzieci do komory gazowej w Treblince i nie ma bynajmniej w tym nic złego! Prowadził je, by do końca się nie bały i nie płakały!

Janusz Korczak opiekował się dziećmi w Getcie warszawskim!

Kiedy zbrodniarz Hitler rozpoczynał budowę pierwszych obozów koncentracyjnych, w których zabijano masowo Żydów, był jeszcze przyjacielem Europy. Mało kto wie, ale holokaust rozpoczął się na dobrych kilka lat przed Wojną, a ten zwyrodnialec - Hitler - zaczął od własnych rodaków! Jeśli sę dziwicie, to zastanówcie się: setki obozów koncentracyjnych już na początku wojny? Cała sieć kolejowa itd.? No właśnie, prace nad tym systemem mordowania rozpoczęły się długo przed Drugą Wojną Światową!

Potem wybuchła Wojna. Od Westerplatte zaczęła się ta krwawa, sześcioletnia masakra. Jako że Żydzi byli pierwszym celem nazistowskich Niemiec, to nie dziwota, że było mnóstwo sierot Żydowskiego pochodzenia!

Janusz Korczak był jednym z tych ludzi, którzy mieli sierociniec. I kiedy Niemcy zbudowali Getto, przeniósł się do niego cały korczakowy sierociniec - bynajmniej nie z własnej woli. Pan Janusz nie opuścił swoich podopiecznych!

Miał wiele propozycji od konspiracji, od AK-owców, od różnych ludzi. Propozycji, aby się ratować. Już wtedy wiedzieli, że jest postacią wybitną, już wtedy go cenili, ale jescze nie wiedzieli, co ma w głowie i w sercu. Cierpiąc niedolę i prześladowania, postanowił jednak zostać razem ze 192 podopiecznymi w Getcie i opiekować się nimi do końca!

192 podopiecznych

Andrzej Wajda nakręcił o nim film. "Korczak", bo taki nosi tytuł - polecam. Nie jest to dzieło, które uważam za arcydzieło, ale muzyka Kilara potrafi zmusić do reflekcji i wycisnąć łzy.

Nie boję się też zdradzić przedwcześnie zakończenia. Jest ono zgodne ze stanem faktycznym do pewnego momentu. W rzeczywistości Janusz Korczak wsiadł do ciasnego, śmierdzącego, drewnianego wagonu jadącego w jedną tylko stronę: tam. Tam, do Treblinki - obozu koncentracyjnego.

Jeden z Niemców pracujących na miejscu poznał Janusza i proponował mu ocalenie siebie. Korczak jednak odmówił. Później okazało się, że chciał być z dziećmi. Nawet zachowały się nagrania, jak idzie za rączkę z jednym chłopcem do komory gazowej. Kur**a jakie to straszne! Bestialskie i piękne za razem.

Bestialskie, bo te szmaty nie miały litości nawet dla dzieci i z uśmiechem ładowały je do gazu. A gaz to straszna śmierć. Bynajmniej nie natychmiastowa. Krwawią oczy, krwawią płuca, człowiek dławi się krwią i dusi się powoli w własnych wymiocinach. I to zgotowali Korczakowi i dzieciom hitlerowcy!

Piękne, bo ktos umiał okazać najmłodszym trochę serca. Jeden na setki, jeśli nie tysiące osób, które tam były i mogły zrobić to samo. Nie mówię, że był sam. Ale był motorem napędowym do działania. W świecie, gdzie ludzie byli tak głodni, że zachowywali się jak zwierzęta bijąc się o możliwość zlizania rozlanej zupy z chodnika, Janusz Korczak zdobywał jedzenie dla swoich wychowanków! Do końca o nich dbał. By godnie umarły bez łez, przy ojcu - nie samotnie!

Życze wszystkim, by mieli zdolność do tak wzniosłych czynów. By chociaż umieli je zauważyć! Bo dzisiaj o to trudno. Życzę nam wszystkim, abyśmy spotkali w trudnych chwilach takich jak on, bo bez nich świat zginie. A w filmie Wajdy dzieci nie umierają. Na końcu mamy scenę alternatywnego zakończenia. Autor filmu przedstawia nam nagrodę jaką ci ludzie za dobro i cierpienie powinni byli dostać, a nigdy jej nie otrzymali - wolność. Może nie na tym świecie...